Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
32[71—94]
WILLIAM SHAKESPEARE

Spieszą drogami me stopy; inaczej
Nawet kamienie zdradzą, dokąd idę,
I światu grozę odejmą straszliwą,
Która mu dzisiaj przystoi... Ja tutaj
Tak się odgrażam, a on jeszcze zdrowy!
Żar czynów chłodzim jałowemi słowy.

(odgłos dzwonka)

Idę... już dzwonek mnie wzywa... Dunkanie,
Nie słysz go, nie słysz, gdyż cię to dzwonienie
Wzywa do nieba, albo w piekieł cienie!

(wychodzi)
SCENA II.
Tamże.
(Wchodzi LADY MAKBET)

LADY MAKBET: Co ich upiło, to m nie ośmieliło,
Co ich zgasiło, mnie dodało ognia!
Cóż to jest? Cicho!... To puszczyk zahuczał,
Dzwonnik złowróżbny, który przeraźliwe
Wyrzuca z siebie „dobranoc“. On jest tam.
Drzwi są otwarte; pijane pachołki
Szydzą chrapaniem z swego obowiązku.
Taką im dałam polewkę, że o nich
Śmierć i natura toczą spór, czy mają
Żyć, czy też umrzeć.
MAKBET: (za sceną) Kto tu? Cóż to? Hola!
LADY MAKBET:
Biada! Obawiam się, że się zbudzili,
I wszystko na nic. Nie czyn tak nas gubi,
A tylko zamiar. Cicho... Toć sztylety
Przygotowałam, nie mógł ich nie znaleźć.
O, gdyby nie to, że tak był podobny