Przejdź do zawartości

Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[39—70]31
MAKBET — AKT II

Skoro mój trunek będzie gotów, potem
Możesz do łóżka.

(sługa wychodzi)

Sztylet to, co widzę
Tutaj przed sobą, rękojeścią k’mojej
Zwrócony dłoni? Chodź, niechaj cię ujmę!
Ja nie mam ciebie, a wciąż na cię patrzę.
Czyś ty złowróżbne widziadło, dostępne
Nie dla dotyku, a tylko dla oczu?
Jesteś sztyletem tylko wyobraźni,
Tworem ułudnym, który się wylania
Z mózgu, żartego gorączką? A przecie
Ja ciebie widzę w kształtach tak wyraźnych,
Jak sztylet, który ot, teraz wyciągam.
Tyś mi przodkowa! w drodze, którą szedłem;
Użyć też miałem takiego narzędzia.
Albo błaznami są te oczy moje
Przy innych zmysłach, lub są więcej warte
Niżeli tam te: ciągle widzę ciebie,
A na twej klindze i twej rękojeści
Widzę krwi krople, których tam nie było.
Niema nic z tego — to krwawy jest zamysł,
Który w ten sposób jawi się mym oczom.
Teraz na jednej połowinie świata
Zamarła, zda się, natura; przesłonę
Snu szarpie zmora straszliwa; o, teraz
Święcą ofiary czarodziejskie moce
Bladej Hekacie, teraz mord upiorny,
Spłoszon przez swego czatownika, wilka,
Którego wycie jest dlań hasłem, zdąża
Posuwistemi Tarkwinjusza kroki
K’swemu celowi, czając się, jak widmo.
O ty, spokojna ziemio, niewzruszona,
W swoich posadach, nie słuchaj, jakiemi