Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[43—70]9
MAKBET — AKT I

Druzgocąc statki — tak z źródła, z którego
Zdało się dla nas wypływać zbawienie,
Wzbiła się klęska. Zważaj, królu szkocki,
Zważaj: zaledwie słuszność zbrojna w męstwo
Zmusiła Kernów szybkonogich własnym
Zaufać piętom, kiedy pan norweski,
Próbując szczęścia, jął łyskliwą bronią
I umocniony świeżemi posiłki.
Walczyć na nowo.
DUNKAN: Czy to nie strwożyło
Naszych dowódców, Makbeta i Banka?
SIERŻANT: Owszem, jak wróble orłów, lwa zające;
Chcąc mówić prawdę, muszę rzec, że, niby
Działa podwójnym nabite ładunkiem,
Tak oni
Z dwakroć podwójną uderzyli mocą
Na tego wroga. Czy myślą się kąpać
W ranach, dymiących krwią, i jeszcze jedną
Stwarzać Golgotę, tego ja powiedzieć
Już nie wydołam...
Słabnę, o pomoc krzyczą moje blizny.
DUNKAN: Zdobią cię one tak, jak twoje słowa;
Jedne i drugie smakują zaszczytem.
Idźcie, sprowadźcie mu lekarzy!

(SIERŻANT w towarzystwie dwóch innych żołnierzy wychodzi)

Któż to
Nadchodzi tutaj?
MALKOLM: Zacny hrabia Rosse.
LENNOKS: Jakiż to pośpiech widać w jego oczach!
Tak człek wygląda, który, zdałoby się,
O nadzwyczajnych chce pomówić sprawach.

(wchodzi ROSSE)

ROSSE: Boże, zbaw króla!