Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znanie czynami, umiejmy zawołać: pereat ars, niech żyje życie!

[Poruszenie]

STARZECKI (do gości): Jeszcze za ekscentrycznie, za skrajnie… Ale w gruncie rzeczy ma przecie zupełną słuszność!
RADCA: Oczywiście, panie dziejski!
WIELKI DZIENNIKARZ (do Amy): Życie! życie! nasze piękne życie — jedyny skarb, jaki mamy — nieprawdaż?
ALFRED (podchodzi do grupy, złożonej z Bodeńczyka, Felki, Swary, ze złośliwym, jadowitym śmiechem): I co, państwo łaskawi? nie trącacie się ze mną?
BODEŃCZYK (patrzy chwilę Alfredowi w oczy poczem podaje Felce ramię, odwracają się ku wyjściu).
SWARA (za nimi).
STARZECKI (dostrzega ich wychodzących, podchodzi): Państwo już nas opuszczają?… Tak wcześnie?
BODEŃCZYK: Ale się jeszcze zobaczymy. Jeszcze się spotkamy!
STARZECKI (patrzy pytająco na Alfreda).
ALFRED (w środku pokoju, podpiera się, śmieje), Więc do widzenia! do widzenia!
BODEŃCZYK (spokojnie, dobitnie): Do widzenia! (wychodzą).
MIROSZ (obserwował to zajście): Ee, psiakrew, chyba i ja się zabiorę! (Kłania się damom).