Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jemnicze usta słowo nam rzucą, słowo cudotwórcze, słowo zbawcze, słowo nieśmiertelne... A wszystko to tyle warte, co prośba dziecka: (wskazuje przez okno): daj mi tę gwiazdką! i wiara niemowląt, że tam oto jest kraina bóstw i aniołów wszechmocnych!!
MIROSZ (uderza szklanką w stół): A to co się znaczy?
ALFRED: Ofiarami jesteśmy bożyszcza kłamliwego, oszukanymi oszustami jesteśmy! Błaznami jarmarcznymi, którym biada! jeśli się ujrzą raz w zwierciedle, jeśli spojrzą w głąb swoją własną!
SWARA: Za pozwoleniem!
BODEŃCZYK i FELKA (stoją obok siebie — biorąc się mimowoli za ręce). ALFRED (widzi to — w uniesieniu): Oszukanymi oszustami jesteśmy, ale komu z tą komedyą dobrze, niech ją dalej gra! Nuż więc hasać w tym tańcu szalonym i rozkosznym dokoła bóstwa, które fantomem jest zwodniczym! Dalej wiec pławić się — jeden w kłamstwach własnych, drugi w nędzy zawodów i rozpaczy swoich, pod nieśmiertelnem tem, pustem godłem! Ale my, którzy przejrzeliśmy wszystko do dna i żadnych już nie mamy złudzeń, my umiejmy przynajmniej zemścić się szlachetnie na Molochu tym nikczemnym, umiejmy wyrazić swe po-