Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.






XVI.
Orest naczczo, Pylades pijany.

Nakoniec z pomocą drabinki, wspiąwszy się na szczątkach schodów, czepiając ściany i pułapu, rąbiąc ostatnich, którzy stawili opór w otworze, ze dwudziestu oblegających żołnierzy i gwardzistów narodowych i municypalnych, oszpeceni ranami na twarzy, oślepieni krwią, wściekli i dzicy, wdarli się do sali na pierwszem piętrze. Tam czekał ich tylko jeden człowiek, Enjolras. Bez ładunków, bez szabli, trzymał tylko w ręku lufę od dubeltówki. Zagrodził się bilardem od oblegających, cofnął w róg sali i tu ze spojrzeniem dumnem, wyniosłem czołem, i kawałkiem broni w pięściach, był jaszcze tak straszny, że nie śmiano się zbliżyć. Jakiś głos zawołał:
— To dowódzca. On to zabił artylerzystę. Kiedy tam stanął, więc dobrze. Rozstrzelajmy go na miejscu.
— Rozstrzelajcie — rzekł Enjolras.
I rzuciwszy na ziemię lufę dubeltówki, założył ręce i pierś nadstawił.
Widok mężnie przyjmowanej śmierci zawsze wzrusza ludzi. Gdy Enjolras założył ręce, patrząc w oczy śmierci, umilkła wściekła wrzawa w sali i odmęt uciszył się nagle z uroczystością grobową. Zdawało się, że wpływ Enjolrasa bezbronnego i nieruchomego ciążył na tym tłumie, i że tylko spokojna powaga tego