Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jan Valjean bezpamiętny z obłąkaniem przycisnął ją do swej piersi. Zdawało mu się prawie, że ją odbiera.
— Dziękuję ci ojcze — rzekła Cozetta.
Mimowolny popęd miał stać się bolesnym dla Jana Valjean. Łagodnie usunął ręce Cozetty i wziął kapelusz.
— Co znowu? — zapytała Cozetta.
Jan Valjean odpowiedział:
— Odchodzę, czekają na panią.
I w progu drzwi dodał:
— Powiedziałem pani ty. Proszę zapewnić swego męża, że drugi raz już tego nie będzie. Chciej mi pani przebaczyć.
Jan Valjean wyszedł, zostawiając Cozettę zdumioną tem zagadkowem pożegnaniem.