Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I z wdziękiem niewymownym, ścisnąwszy zęby i rozsunąwszy wargi, syknęła na Jana Valjean. Była to Gracja, naśladująca kotkę.
— Jestem strasznie zagniewana — rzekła. Od wczoraj wszyscy mię złościcie. Dąsam się okropnie. Niczego nie rozumiem. Ojciec mię nie broni przeciw Marjuszowi, Marjusz mię nie broni przeciw ojcu, jestem sama. Urządzam pokój jak najpiękniej. Posadziłabym w nim Pana Boga, gdyby można. I otóż gardzą mym pokojem. Mój lokator przyprowadza mię do bankructwa. Polecam Nicolecie zrobić wyborny obiadek. Obejdziemy się pani bez twego obiadu. Mój ojciec, Fauchelevent, chce, bym go nazywała panem Janem i bym go przyjmowała w szkaradnej, starej, wilgotnej piwnicy, gdzie zamiast kryształów są puste butelki, a zamiast firanek pajęczyna! Ojciec jest dziwak, zgoda, nie ma na to rady, ależ trzeba nieco pofolgować ludziom, którzy się tylko co pobrali. Można było odłożyć trochę na później swoje dziwactwa. Musi ojciec być bardzo zadowolony z tej szkaradnej ulicy Człowieka Zbrojnego. Mnie ona przywodziła do rozpaczy! Co ojciec cierpi do mnie! Tak mię martwić! Fe!
I nagle, stawszy się poważną, bystro spojrzała w oczy Janowi Valjean i dodała:
— Może mi ojciec ma za złe, że jestem szczęśliwa?
Naiwność, mimo wiedzy, nieraz sięga bardzo daleko. Zapytanie, tak proste dla Cozetty, było głębokiem dla Jana Valjean. Cozetta chciała drasnąć tylko, a mimowoli zraniła.
Jan Valjean zbladł. Przez chwilę stał nie odpowiadając, potem mówiąc do siebie, wyszeptał trudnym do opisania tonem:
— Jej szczęście było celem mego życia. Teraz Bóg może mi powiedzieć: odejdź. Cozetto, jesteś szczęśliwa, czas swój przeżyłem.
— A! ojciec mówi mi: ty! — zawołała Cozetta.
I rzuciła mu się na szyję.