Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





II.
Dalsze cofanie.

Następnego dnia Jan Valjean przyszedł o tej samej godzinie.
Cozetta już go nie wypytywała, nie dziwiła się wcale, nie narzekała na zimno, nie wspomniała o salonie i unikała starannie mówić do Jana Valjean ojcze, lub panie Janie. Nie gniewała się, że przestał jej mówić ty, pozwoliła nazywać się panią. Tylko była mniej wesołą. Może nawet byłaby smutną, gdyby w jej położeniu smutek był możliwy.
Prawdopobnie miała z Marjuszem jedną z tych rozmów, w których mężczyzna kochany mówi co zechce, nie tłómaczy się z pobudek i zadawala kobietę kochaną. Ciekawość zakochanych nie sięga dalej po za ich miłość.
Izba na dole nieco się przystroiła. Baskijczyk wyniósł butelki, a Nicoletta wymietła pajęczynę.
Jan Valjean przychodził codziennie o tej samej godzinie, nie mając sił inaczej jak dosłownie tłómaczyć słowa Marjusza. Marjusz zawsze wychodził z domu, gdy Jan Valjean przychodził. Domownicy przyzwyczaili się do dziwnego obejścia pana Fauchelevent. Toussaint tłómaczyła go, mówiąc: jegomość zawsze był taki. Dziadek wydał następujący wyrok. — To oryginał. I tego było dosyć. Zresztą w dziewięćdziesiątym dru-