Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szyły i wzbudziły nadzieję możliwego nowego datku. Zgodził się więc na polecenie i powiedział: — Dobrze moja ciociu! — A w duchu dodał: — Otóż, zostałem niańką.
Panna Gillenormand ucałowła go gorąco.
— Ty, Teodulu, nie robiłbyś żadnych figlów. Ty pilnujesz dyscypliny, słuchasz ślepo rozkazu, jesteś człowiekiem skrupułów i obowiązku i nie porzuciłbyś rodziny, by gonić za jakąś kreaturą.
Ułan zrobił taką minę, jak Cartouche, któregoby chwalono za uczciwość.
Marjusz wieczorem po tej rozmowie wsiadł do dyliżansu, ani myśląc, że go ktoś pilnuje. Sen był zupełny i sumienny. Argus chrapał całą noc.
Kiedy świtało, konduktor krzyknął:
— Vernon: Stacja Vernon! Kto do Vernon? — Porucznik Teodul się obudził.
— Dobrze! — mruknął na wpół śpiący jeszcze — tu wysiadam.
Później, w miarę, jak pamięć mu wracała, wskutek obudzenia się, pomyślał o ciotce, o dziesięciu luidorach i o sprawozdaniu, które miał napisać o Marjuszu. Roześmiał się serdecznie.
— Być może, że już go nie ma — pomyślał, zapinając kamizelkę. — Mógł zatrzymać się w Poissy; mógł zatrzymać się w Triel, jeżeli nie wysiadł w Meulan, to mógł wysiąść w Mantes, chyba, że wysiadł w Rolleboise lub dojechał do Passy, żeby zboczyć na lewo na Evreux lub na prawo na Laroche-Guyon. Szukaj wiatru w polu, moja ciociu. I cóż do licha napiszę do mojej staruszki?
W tej chwili czarne spodnie, które zstępowały z górnego siedzenia, dały się widzieć przez okno powozu.
— Czyżby to był Marjusz? — powiedział porucznik.
Był to Marjusz. Włościaneczka, około powozu, pomiędzy końmi i pocztyljonami, ofiarowywała kwiaty przejezdnym. „Kupujcie dla swoich pań!“ — wołała.