Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
9
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

ków królewskich z oficerem na czele. Kalwakata była świetna i wspaniale kroczyła po dudniącym bruku.
— Dziwnie się, mistrzu, patrzysz na tego oficera — rzekł Grintoire.
— Bo przypominam sobie, że chyba go znam.
— A jak się nazywa?
— Zdaje mi się, że Febus Châteaupers.
— Febus! ciekawe imię! Znałem dziewczynę, która przysięgała tylko na Febusa.
— Pójdźmy stąd! — rzekł alchemik — mam z tobą do pomówienia.
Od chwili prześcia łuczników wzruszenie przebijało się pod zimną powłoką alchemika. Zaczął postępować; Grintoire za nim, przyzwyczajony do posłuszeństwa. W milczeniu przyszli aż do Bernardyńskiej ulicy, która była dość pustą. Klaudyusz tu się zatrzymał.
— Cóż masz mi powiedzieć, mój mistrzu? — zapytał Grintoire.
— Czy nie znajdujesz, — odrzekł alchemik po chwili namysłu — że mundur łuczników piękniejszym jest od mojej i twojej sukni.
Grintoire potrząsnął głową.
— Na honor, — rzekł — wolę mój pajacowski spencerek, aniżeli tę żelazną łuskę i stal. Piękna mi przyjemność, idąc, trząść ziemią!
— Zatem nigdy nie zazdrościłeś tym strojnym chłopcom?
— Zazdrościć?... więcej warta moja swoboda, choć w łachmanach. Wolę być głową muchy, niż lwim ogonem.