Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
8
WIKTOR HUGO.

— Daję słowo! — odpowiedział Grintoire — sam osądź, co za rozkosze.
I wziął pod rękę alchemika, który się wieść pozwalał, i poprowadził go pod wieżyczkę For-l’Eveque.
— Oto schody, — mówił — które ilekroć oglądam, jestem szczęśliwy; sposób ich budowania najdogodniejszy i najrzadszy w Paryżu.
— I nie pragniesz nic więcej?
— Nic.
— I nie żałujesz niczego?
— Ani pragnę, ani żałuję. Uporządkowałem moje życie.
— Co znaczy ludzkie uporządkowanie, kiedy je los może znów rozstroić.
— Ja jestem filozofem pyrrońskim — odpowiedział Grintoire — i jestem za równowagą.
— A jak zarabiasz na życie?
— Jeszcze układam tragedye i epopeje; lecz największą korzyść przynosi mi mój przemysł, któryś sam, mistrzu, podziwiał.
— Zapodły, jak na filozofa.
— Lecz uzasadniony na równowadze — odpowiedział Grintoire. — Kto myśleć umie, ten wszędzie ją znajdzie.
— Wiem o tem — odpowiedział alchemik.
Po chwili milczenia, alchemik rzekł znowu:
— Ale mimo to, przecież nędznie jakoś koło ciebie.
— Nędznie, tak; ale nie nieszczęśliwie.
W tej chwili dał się słyszeć tentent koni i dwaj rozmawiający ujrzeli przechodzącą całą rotę łuczni-