Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
7
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Na honor, chyba że nie mam.
— A co teraz robisz?
— Widzisz, mój mistrzu, że przypatruję się wykończeniu tej oto płaskorzeźby.
Alchemik uśmiechnął się, ale uśmiechem, który połowę tylko ust porusza.
— I to cię bawi?
— To dla mnie raj! — zawołał Grintoire. I, schylając się ku płaskorzeźbom z wyrazem wielkiego zajęcia rzekł: — Alboż, mistrzu, nie znajdujesz, że wykonanie tej płaskorzeźby zadziwia wielką zręcznością i cierpliwością! Przypatrz się tylko. Czy widziałeś kiedy liście u kapitela bardziej dłutem wypieszczone? To dzieło Jana Maillevin. Nie jestto, prawda, najlepsze dzieło tego artysty, ale widać w niem naiwność i łagodność, wesołość i swobodę postawy figur i lekkość draperyi.
— Nie przeczę — odrzekł alchemik.
— A gdybyś, mistrzu, widział wnętrze kaplicy? — zagadnął znowu poeta z zapałem gaduły. — Wszędzie rzeźby! napchano tego, jak liści w główce kapusty.
Klaudyusz przerwał.
— A więc jesteś szczęśliwym?
Grintoire odpowiedział z zapałem.
— Daję słowo, że jestem. — Najprzód kochałem kobiety, a potem zwierzątka. Teraz kocham kamienie. To równie zabawne jak pierwsze i drugie, a wierniejsze.
Alchemik potarł czoło. Byłto jego ruch zwyczajny.
— Czy doprawdy?