Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
76
WIKTOR HUGO.

nie! Czyniąc to, miłą wyświadczysz przysługę nawet Najświętszej Pannie, gdyż przysięgam Waszej Królewskiej Mości, że mnie okropnie przeraża myśl sama o szubienicy, że już ani wspomnę o powieszeniu!
Stroskany Grintoire, mówiąc to, całował trzewiki króla, z powodu czego Wilhelm Rym powiadał zcicha majstrowi Coppenole:
— Dobrze czyni, że się tak tarza po posadzce. Królowie są jako Jupiter z Krety: uszy mają u kostek tylko.
A Coppenole mu na to, bez żadnej snać uwagi na Jupiterów, z okiem wlepionem w Grintoira, z uśmiechem ciężkim i szczerym od ucha do ucha:
— O jakże to prawdziwe i co do słowa wierne! zdaje mi się, że słyszę kanclerza Hugoneta, błagającego mię o darowanie mu życia!
Gdy się nareszcie Grintoire zatrzymał cały zdyszany, podniósł ze drżeniem głowę ku królowi, który w tej chwili zeskrobywał paznogciem plamkę jakąś z pluderek swoich; poczem Najjaśniejszy Pan pociągnął ze srebrnego puhara łyk rumianku. Przez cały zresztą ciąg mowy Grintoira, ani jednego nie wyrzekł słowa, i milczenie to śmiertelnym potem oblewało naszego poetę. Król spojrzał nań wkońcu.
— A toż przeklęte rzępajło! — powiedział.
Zwrócił się następnie do Tristana Hermity i rzekł:
— E! puść go do kaduka!
Grintoire padł na wznak, radością rażony.
— Na wolność! — warknął Tristan. — Wasza Królewska Mość nie każe go nawet potrzymać trochę w klatce?