Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
61
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

nie jam to pisał do pana Guyenne, lecz kardynał Balue.
— Cieśla zdarł widocznie — zauważył król. — Czy już wszystko?
— Nie, Najjaśniejszy Panie. „...Szklarzowi za szyby rzeczonej izby, czterdzieści sześć soldów, osiem denarów paryskich...“
— Zmiłuj się, Najjaśniejszy Królu i Panie! Czyliż tego nie dość, że dobra moje sędziom mym oddano, srebra panu Torcy, księgozbiór mistrzowi Piotrowi Dariolle, makaty gubernatorowi Roussillon?! Jestem niewinny. Oto od lat już czternastu konam od zimna w klatce żelaznej. Zmiłuj się, przebacz, Królu! Bóg ci to policzy...
— Mistrzu Olivierze, — mówił król — wszystkiego razem ileż?
— Trzysta sześćdziesiąt siedem liwrów, osiem soldów, trzy denary paryskie.
— O Jezu Marya! — krzyknął król — a toż mi klatka zdzierska!
Wyrwał regestr z rąk mistrza Oliviera, i sam zaczął liczyć na palcach, spoglądając to na papier, to na klatkę. Tymczasem łkania zamkniętego wciąż się słyszeć dawały. Straszne to było wśród mroków ciemnicy, i twarze obecnych, blade i wzruszone, spoglądały po sobie.
— Lat czternaście, Najjaśniejszy Panie! Oto już lat czternaście! Od miesiąca kwietnia 1469 r. W imię przeczystej Bogarodzicy, Najjaśniejszy Panie! wysłuchaj mnie. Przez cały ten czas używałeś, Królu, ciepła słonecznego. Ja, nieszczęsny, czyliż nigdy światła