Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
14
WIKTOR HUGO.

— Jakich? jakich? powietrze, niebo, ranek, wieczór, światło księżyca, moi przyjaciele truandzi, piękna architektura paryska, trzy księgi, które mam pisać, jedna przeciw młynom biskupim i t. d. i t. d. Anaxoras mówił, że żyje dla podziwiania słońca, a ja, oprócz tego, żyjąc z człowiekiem genialnym od rana do wieczora, to jest z sobą samym, mam tem ważniejszy łącznik z życiem.
— Ach! głowo pusta! — mówił cicho alchemik. — A powiedz, to przyjemne życie komu winieneś? komu winieneś, że oddychasz powietrzem, patrzysz na niebo i możesz się bawić głupstwami? Bez niej jużbyś nie żył. A teraz chcesz, aby ona umarła, ona tak młoda, tak piękna, tak czarująca, tak potrzebna dla wdzięku świata! wtedy, kiedy ty, półmędrek, waryat, coś wegetującego, co chodzi, je i pije, ty chcesz żyć życiem, które jej ukradłeś, życiem tak nieużytecznem, jak świeca w południe. No, Grintoirze, trzeba mieć litość, bądź sprawiedliwym!
Alchemik mówił z zapałem. Grintoire z początku słuchał niezdecydowany; później się rozczulił, skrzywił się tragicznie i rzekł:
— Rozczuliłeś mię, mistrzu! muszę się namyślić. Na honor, dziwaczne masz pomysły. Mimo to, kto wie, a może mię nie powieszą? Wszak nie każdy się żeni, kto się zaręcza. Kiedy mię znajdą w izdebce w spódnicy i czepku, może wybuchną śmiechem? Następnie, jeśli mię i powieszą, to i cóż? powróz — taka sama śmierć jak inne, a raczej inna, niż każda inna; nawet to śmierć uczonego, prawdziwego sceptyka, któ-