Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
119
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Prawda, — rzekł inny łucznik — sam przy tem byłem.
Są ludzie, którzy wszystko widzieli. To świadectwo łucznika ożywiło nadzieję pustelnicy, która w tem badaniu Tristana widziała otwierającą się przepaść.
— Jeżeli to przytrafiło się w przeszłym roku, — zrobił uwagę inny żołnierz — kawałki kraty powinny być dawno uprzątnięte.
— Prawda, prawda! — rzekł Tristan — a co na to, stara, odpowiesz?
— Mój Boże! — zawołała z największą boleścią — przysięgam ci, panie, że wóz wyłamał kratę. Wszak słyszałeś, że tamten żołnierz to widział.
— Hm! — mruknął Tristan.
— Gdzietam! — mówił żołnierz — ułamki są jeszcze świeże.
Tristan kiwnął głową. Pustelnica pobladła.
— Jak dawno, mówisz, krata wyłamana?
— Miesiąc — rzekła — piętnaście dni. Zresztą nie pamiętam.
— Wprzódy mówiła, że rok temu — zrobił uwagę żołnierz.
— To coś w tem jest — rzekł prewot.
— Jaśnie oświecony panie! — wołała pustelnica, drżąca, aby nie zajrzano przez okno. — Jaśnie oświecony panie, przysięgam, że wóz wyłamał kratę. Niech mię Bóg skarze, jeżeli to nie wóz.
— Coś zagorąco przysięgasz! — rzekł Tristan z badawczem wejrzeniem.