Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
118
WIKTOR HUGO.

Pustelnica, aby nie obudzić podejrzeń, odpowiedziała opryskliwie:
— Jeżeli o tej dziewczynie mówicie, którą mi dano niedawno do potrzymania, to wam powiem, że mię ukąsiła w rękę i uciekła.
— Kłamiesz! — zawołał Tristan. — Nazywam się Tristan l’Hermite, rozumiesz? — i, pokazując na szubienicę, dodał: — To nazwisko tam się odbija.
— Bądź sobie i szatanem, — odrzekła Gudula — ja nie mam przyczyny lękać się ciebie i nic ci nadto nie powiem.
— Ach! na Boga, to zuchwalstwo!... A to Herod-baba! Więc którędyż czarownica uciekła?
Gudula odpowiedziała obojętnie:
— Przez ulicę Mouton, jak sądzę.
Tristan odwrócił się i wojsku dał znak do pochodu. — Pustelnica odetchnęła.
— Jaśnie oświecony panie, — rzekł nagle jeden z łuczników — racz zapytać tej starej, dlaczegoto u jej okna wyłamane kraty?
To pytanie lodem ścisnęło serce nieszczęśliwej matki. Jednak, nie tracąc przytomności, odpowiedziała:
— Tak było zawsze.
— Wcale nie! — rzekł łucznik — wczoraj jeszcze tworzyły krzyż.
Tristan podejrzliwie spojrzał na pokutnicę.
— Uważam, że stara chce nas wywieść w pole.
Nieszczęśliwa matka czuła, że wszystko zależy od dobrego udania, i rzekła:
— Ten człowiek chyba jest pijanym. Już rok minął jak wóz wybił mi kratę.