Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
11
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Mówiono mi, że schroniła się do kościoła Panny Maryi, i że tam jest bezpieczną, co mocno mię cieszy, ale nie wiem czy koza jest przy niej.
— Ja więcej ci powiem — rzekł Klaudyusz, i głos jego, aż dotąd cichy, stał się grzmiącym. — W rzeczy samej schroniła się do kościoła Panny Maryi, ale za trzy dni sprawiedliwość ją odbierze i będzie powieszoną na placu de Grève. Jest już wyrok parlamentu.
— To źle — rzekł Grintoire.
Alchemik w mgnieniu oka ostygł i uspokoił się.
— A któż, u licha, — rzecze poeta — żądał jej wydania? czy nie można było, aby parlament zostawił ją w spokoju? co to komu szkodzi, że biedna dziewczyna kryje się razem z jaskółkami?
— Są szatani na świecie — odparł alchemik.
— To bardzo źle — zrobił uwagę Grintoire.
Alchemik odparł po chwili milczenia:
— Więc ona ocaliła ci życie?
— U poczciwych truandów. Czy tak, czy owak, byłbym powieszonym.
— A ty nic dla niej nie chcesz zrobić?
— Chętnie; ale boję się wmieszać w tę piekielną sprawę.
— Co ci to szkodzi?
— Co mi szkodzi? mój mistrzu, mnie miłe życie; a przytem dwa dzieła mam zaczęte.
Alchemik uderzył się w czoło. Mimo udanego spokoju, widać było wewnętrzną walkę.
— Jak ją ocalić?
Grintoire mu odpowiedział: