Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
45
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Koza spojrzała nań pojętnem okiem, podniosła złocone kopytko i uderzyła siedem razy. W rzeczy samej siódma była godzina. Trwoga przebiegła po tłumie. Grintoire już nie zdołał wytrzymać:
— Sama się gubi — biedne stworzenie! — zawołał głośno — wszak widzicie, że sama nie wie, co czyni.
— Proszę o spokój, panowie! — wołał z cierpkością odźwierny.
Jakób Charmolue kazał kozie wiele innych sztuk pokazywać, pytając o godziny, miesiące i dnie. Niestety! ci sami widzowie, których koza bawiła na publicznych placach, pod sklepieniem pałacu sprawiedliwości bali się jej złości szatańskiej. Kozę uważano za dyabła.
Cóż dopiero mówić o wrażeniu, jakiem przejął publiczność widok, kiedy prokurator królewski wypróżnił woreczek, który Dżali miała zawieszony u szyi, a koza z rozrzuconych liter ułożyła imię „Febus“. Czary, których kapitan miał się stać ofiarą, zdały się usprawiedliwione w oczach wszystkich, i cyganka, ta czarująca tancerka, obecnie była dla nich tylko straszną strzygą.
Ona sama nie dawała żadnego znaku życia; ani przymilenia kozy, ani groźby urzędników, ani złorzeczenia słuchaczy nie doszły jej uszu.
Aby ją ocucić, potrzeba było, aby sierżant wstrząsnął gwałtownie jej ramieniem, a prezydujący donośnie się odezwał:
— Dziewczyno, pochodzisz z rodu cyganów, zaprzedanego szatanowi. Sprzymierzyłaś się z kozą opętaną i w nocy 29 marca za pomocą czarów zamordo-