Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
41
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

lepsze i niekiedy myślałam o przeklętym upiorze, którym kozioł nabił mi głowę, i o pięknej dziewczynie, dziwacznie ubranej. Nagle słyszę krzyk na górze, upadnięcie i otwarcie okna. — Biegnę do okienka w mojej izdebce i widzę jak coś czarnego wpada w wodę. Był to upiór. Księżyc świecił i widziałam go bardzo dobrze — płynął ku Cité. Drżę cała i wołam na patrol. Ci panowie wchodzą i, nie wiedząc o co rzecz idzie, mnie biją; wytłómaczyłam im, co się święci i prowadzę na górę. Cóż tam znajdujemy? Cały mój pokój krwią zalany, kapitan rozciągnięty na podłodze ze sztyletem w szyi, dziewczyna półnaga też leży omdlała, a kozioł skacze jak szalony. „Dobrze — myślę sobie — z piętnaście dni trzeba będzie myć podłogę, skrobać i drapać“. Wynieśli oficera i dziewczynę. — Czekajcie panowie. Najgorszem ze wszystkiego jest to, że, gdy nazajutrz chciałam z szafy wyjąć talara, znalazłam liść suchy na jego miejsce.
Stara umilkła. Szmer powstał powiędzy słuchaczami.
— Ten upiór, ten kozioł, to wszystko tchnie czarami — rzekł sąsiad Grintoira.
— A ten liść suchy? — dodał drugi.
— Niema żadnej wątpliwości, — mówił trzeci — ta czarownica ma stosunki z upiorem, i wspólnie obdzierają oficerów.
Sam nawet Grintoire widział w tem coś niepojętego, a jednak prawdziwego.
— Kobieto Falourdel, — rzekł prezydujący z powagą — czy nie masz więcej nic do powiedzenia?