Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
97
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Z kapitana myśl jego przeszła na lud i opanowała go dziwna zazdrość. Wyobrażał sobie, że lud, lud cały miał przed oczyma ukochaną przez niego kobietę, a miał ją w koszuli, prawie nagą. Załamał ręce, wspomniawszy sobie, że ta kobieta, której wdzięki tylko zdala, w wyobraźni podziwiał, oddaną została w dzień, w południe, całemu ludowi, ubrana, jakby w nocy rozkoszy. Płakał z gniewu i złości nad relikwiami najdroższych uczuć ludzkich, zbezczeszczonemi, zdeptanemi nawieki. Płakał z wściekłości, myśląc, ile spojrzeń utonie w tem ślicznem ciele, że ta czysta dziewica, obraz skromności i wstydu, do której drżący ledwie śmiałby się zbliżyć, została przezeń zmienioną w ulicznicę, na którą wszystkim patrzeć pozwolono.
A kiedy chciał sobie odtworzyć obraz szczęścia, jakiegoby kosztował, gdyby nie była cyganką, albo raczej, gdyby go kochała; kiedy wyobraził sobie, ile jest szczęśliwych małżeństw, żyjących roskoszą nad strumieniami w obliczu Boga, gwiazd i słońca, serce jego krajało się z rozpaczy. — Przecież i on mógłby mieć życie opromienione miłością przy boku ukochanej żony.
Ta myśl wracała doń ustawicznie, ta myśl dręczyła go, kąsała mózg i szarpała wnętrzności. Nie żałował tego, co uczynił, i teraz jeszcze gotów był zrobić toż samo, bo wolał dziewczynę tę widzieć w rękach kata, niżeli w objęciach kapitana. Lecz cierpiał okropnie i ze wściekłości rwał włosy z głowy, pattrząc, czy nie pobielały.
Były chwile, gdy przychodziło mu na myśl, iż