Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
99
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

powieki. Widział, że wszelki opór daremny, bo powrozy i łańcuchy powpijały się w jego ciało.
Pozwolił się prowadzić, pchać, nieść, bić i wiązać. Na jego twarzy tylko zdziwienie można było wyczytać. Wiedziano, że był głuchym, teraz, rzekłbyś, że jest i ślepym.
Kazano mu stanąć na desce okrągłej — stanął; kazano mu zrzucić koszulę — zrzucił; podciągnięto go pod system krępowań — poddał się im. Tylko kiedy-niekiedy zadął mocno, jak cielę, mające zwieszoną głowę z woza, gdy je wiozą na rzeź.
— Ach hultaj, bez ambicyi! — mówił Jehan Frollo do swego przyjaciela Robina Poussepain (dwaj smarkacze oczywiście musieli być obecni przy egzekucyi) — teraz dopiero pozna, co to jest pręgierz!
Dziki śmiech powstał w tłumie, gdy zobaczono nagi garb Quasimoda, jego pierś i ramiona nacechowane kalectwem. W czasie tej wesołości, mężczyzna w miejskiej liberyi, silny, ale niski, wstąpił na deskę i stanął przy winowajcy. Jego nazwisko zaczęło krążyć w tłumie. Był to pan Pierrat Torterue, kat przysięgły z Châtelet.
Położył najwpierw na rogu słupa worek czarny, którego jedna połowa napełniona była piaskiem czerwonym i temu pozwolił się wysypać, była to klepsydra; następnie zdjął z siebie kurtkę, wziął w prawą rękę bat o wielu rzemieniach, przy końcach których świeciły się kulki metalowe; nakoniec zawinął aż po ramię koszulę.
Tymczasem Jehan Frollo, z wzniesioną dogóry