Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
7
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Ja myślę — rzekła Joanna — że ten potwór musi mieć ze cztery lata i wolałby kawałek pieczeni, niż twoją pierś.
W rzeczy samej ten potwór, bo inaczej go nazwać nie możemy, nie był świeżo narodzonym. Był to kawałek mięsa, zawiązany w worku płóciennym, że tylko głowę widać było. Ta głowa była strasznie niekształtna; nic na niej dojrzeć nie było można oprócz gęstych rudych włosów, jednego oka i zębów. Oko płakało, usta krzyczały, a zęby zdawały się chcieć tylko kąsać. Wszystko ruszało się w worku ku wielkiemu zdziwieniu ludu, który się coraz bardziej gromadził.
Pani Aloiza de Gondelaurier, bogata i zacna dama, trzymająca za rękę sześcioletnią dziewczynkę, zatrzymała się przed kolebką i popatrzyła przez chwilę na nieszczęśliwą istotę, podczas gdy jej wnuczka, Florentyna, drobnemi rączkami bawiła się z napisem rzeźbiarskim: Podrzutki.
— W rzeczy samej — mówiła dama, odwracając się z obrzydzeniem — myślałam, że tu tylko dzieci podrzucają.
Odwróciła się, rzucając na tacę srebrną monetę, która głośno zabrzęczała.
Po chwili poważny i uczony Mistricolle, pierwszy notaryusz królewski, przeszedł z żoną pod rękę, trzymając księgę pod pachą.
— Podrzutek — rzecze, przypatrzywszy się leżącemu przedmiotowi — znaleziony zapewne nad rzeką Phlegeto.