Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
497

mał się o kilka kroków, i bacznie śledził obu, wcale przez nich niepostrzeżony, tak byli zajęci kieską.
Phoebus zawołał:
— Sakwa w twej kieszeni, Jehanku, to księżyc w wiadrze wody. Widzisz ją tam, lecz niema jej tam. Cień tylko jest. Założę się o co chcesz, że to są kamyki.
Jehan odrzekł chłodno:
— To są kamyki, któremi sobie brukuję kieszenie.
I nie dodawszy już ani słowa, wypróżnił worek u sąsiedniej przyźby z miną Rzymianina zbawiającego ojczyznę.
— Rany boskie! — mruknął Phoebus, — groszaki, półzłotki, prawdziwe półfrankówki, denary paryskie, prawdziwe orzełkowe liardy. Ależ to skarb cały!
Jehan stał dumny i nieruchomy. Kilka groszaków potoczyło się do błota; w zapale swym rotmistrz nachylił z zamiarem podniesienia ich. Jehan go powstrzymał.
— Fe! rotmistrzu Phoebusie de Chateaupers.
Phoebus przeliczył pieniądze, i zwracając się uroczyście do Jehanka:
— A czy wiesz, bracie — rzekł, — że jest tego dwadzieścia trzy soldów paryskich? Kogóż to