mocnym, rozdzierającym: — Nie! nie! nie chcę! — Matka, której głowa była zaplątaną i schowaną pod ubranie córki, nie wyrzekła ani słowa: ujrzano tylko kurcze przebiegające po całem jej ciele i posłyszano podwojony odgłos pocałunków, któremi córkę okrywała. Kat skorzystał z tej chwili i szybko rozwiązał jej ręce, obejmujące skazaną. Czy to z wyczerpania sił, czy z rozpaczy, staruszka się nie opierała. Wówczas Cousin wzniósł dziewczynę na swe barki; przecudne stworzenie, przegięte we dwoje, spadało mu na szeroką głowę. Poczem postawił stopę na drabinie.
W tej chwili matka leżąca na bruku, szeroko rozwarła powieki. Nie wydawszy okrzyku, zerwała się z wyrazem okropnym i wnet jako zwierz dziki na swą ofiarę, rzuciła się na dłoń kata i ukąsiła ją. Stało się to błyskawicznie. Kat zawył z bólu. Skoczono mu w pomoc, z trudem wyciągnięto okrwawioną dłoń z pomiędzy zębów matki. Ona zachowywała milczenie głębokie. Odepchnięto ją dość brutalnie; zauważono, że głowa jej ciężka spadła na kamienie; podniesiono ja wraz, upadła znowu. Albowiem nie żyła już.
Kat, nie puściwszy dziewczyny, jął dalej wstępować na drabinę.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/466
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
870