Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

całowaniami. Obie tak razem na ziemi, matka osłaniająca córkę, tworzyły widowisko godne współczucia i litości.
Henriet Cousin objął dziewczynę w pół, pod jej piękne ramiona. Ona uczuwszy dotknięcie tej ręki, lekko tylko krzyknęła i omdlała. Kat, któremu łzy wielkiemi kroplami staczały się na ofiarę, próbował unieść ją w swych dłoniach. Chciał odczepić matkę, która jakby węzłem jakimś oplatała się dokoła stanika dziewczyny swojemi ramionami, ale się węzeł ten okazał tak potężnie zaciśniętym, że nie było co myśleć o jego rozrywaniu. Wtedy Henriet Cousin wywlekł za sobą dziewczynę na zewnątrz nory, ciągnąc wraz z nią i matkę, Pustelnica miała również zwarte powieki.
Słońce wschodziło właśnie w tej chwili i plac zaległa już dość znaczna ciżba ludu, z oddalenia i bojaźliwie przypatrującego się, coby to tak ciągnięto po bruku ku szubienicy. Wojewoda Tristan szczególną bowiem miał manję przy egzekucjach; nie pozwalał zbliżać się ciekawym.
Henriet Cousin zatrzymał się z ciężarem przy fatalnej drabinie i dysząc zaledwie, tak był wzruszony, zarzucił sznurek na prześliczną szyjkę dziewczęcia. Nieszczęśliwe dziecię poczuło okropne dotknięcie konopi. Podniosła powieki i ujrzała ponad swą głową obnażone ramię kamiennej szubienicy. Wstrzęsła się i zawołała głosem