Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wabne jej włosy, ściskała jej nogi, kolana, czoło, oczy, zachwycała się. Córka powtarzana tylko głosem bardzo cichym z niewysłowioną słodyczą:
— Matko!
— Widzisz moje dziecię, mówiła dalej pustelnica — widzisz, będę cię nad życie kochała. Wyjdziemy ztąd. Bodziemy obie szczęśliwe. Odziedziczyłam coś w Reims w naszych stronach. Znasz Reims? Ach! nie, ty go nieznasz; byłaś jeszcze zbyt małą! Gdybyś ty wiedziała, jaką byłaś ładną mając zaledwie cztery miesiące! Z Epernay, odległego o siedem mil, przychodzili przez ciekawość oglądać twoje małe nóżki! Będziemy miały kawał gruntu, dom. Spać będziesz w mojem łóżku. Mój Boże! mój Boże! kto by temu dał wiarę! mam córkę!
— O! moja matko! — odezwała się młoda dziewczyna — prawdę mi powiedziała ta cyganka, która umarła w przeszłym roku. Opiekowała się mną jak piastunka! Ona to zawiesiła mi na szyi ten woreczek i powtarzała zawsze: „Mała, chowaj dobrze ten klejnot. To skarb twój. On ci pomoże znaleźć matkę. Matkę swą nosisz na szyi.“ Cyganka to powiedziała.
Worecznica znów przycisnęła córkę do ust i piersi.
— Chodź, niech cię ucałuję! Śpiewasz jako słowik! Gdy będziemy u siebie, włożymy te