Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Moja córka! moja córka! — wołała. — Mam córkę! to ona! Dobry Bóg mi ją oddał. Hej wy! chodźcie wszyscy! Czy niema tam kogo kto by chciał zobaczyć, że mam córkę? Kazałeś mi czekać na nią piętnaście lat mój dobry Boże, ale to dlatego, aby mi ją oddać jak archanioł piękną... Więc cyganki jej nie pożarły? Któż to powiedział? ~ Moja córko, moje dziecię, ucałujże mię. Jakże one dobre te cyganki! Kochane cyganki. To ty w samej rzeczy! Aha, to dlatego mi tak serce biło za każdym razem kiedyś przechodziła, A ja to brałam za nienawiść! Przebacz mi moja Anielko, przebacz. Miałaś mię za bardzo złośliwą, nieprawdaż? Kocham cię... A twoje małe znamię rodzinne na szyi, czy masz je zawsze? zobaczmy. Ma je ciągle. O! jesteś piękną! Mnie to zawdzięczasz te duże oczy, moja panno. Pocałuj mię. Kocham cię. Teraz niech będzie, że i inne matki mają dzieci; kpię z nich. Niechże przyjdą tutaj. Oto moja córka. Znajdziesz mi coś piękniejszego nad to! Płakałam przez piętnaście lat. Cała moja piękność opuściła mię i przeszła do niej. Pocałujże mię.

Wylewając radość swą w tych i innych dziwacznych słowach, których ton stanowił cały urok, pustelnica pocałunkami okrywała sukienkę biednej dziewczyny, tak, że aż rumieńce wstydu występowały na jej policzki, gładziła dłonią jed-