Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sce, jakby go pod stopami paliło i ciągał cygankę za sobą). Nie mów mi o nim. Bo widzisz, jeślibyś imię to wyrzekła... cobym zrobił nie wiem, ale byłoby to coś strasznego.
To powiedziawszy, stał się jako ciało odnajdujące swój środek ciężkości, nieruchomym jak statua. Głos jego brzmiał coraz ciszej.
— Nie odwracaj tak głowy. Najprzód oto co zaszło. O! nie żartować z tem, przysięgam ci... Lecz cóżem to mówił? Przypomnij mi... Al... jest, powiadam, wyrok trybunału, oddający cię napowrót szubienicy. Wyrwałem cię z rąk siepaczy. Ale oto nadchodzą... Patrz...
Wyciągnął rękę w stronę Grodu. Poszukiwania zdawały się trwać tam ciągle. Wrzawa się zbliżała; wieża pałacu namiestnika kasztelańskiego położona naprzeciwko Placu Tracenia, przepełnioną była światłami i hałasem; na brzegu zaś przeciwległym biegała służba zbrojna z pochodniami i okrzykami: — Cyganka! gdzie jest cyganka? Śmierć! śmierć!
— Widzisz tedy dobrze, że cię ścigają i że nie kłamię... Ja cię kocham... Nie otwieraj ust, lepiej się nie odzywaj, jeśli masz powiedzieć, że mię nienawidzisz. Zdecydowany jestem nie słuchać już tego.... Ocaliłem cię przed chwilą.... Mogę cię ocalić zupełnie. Wszystko przygoto-