Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

—Losowi niekiedy, a niekiedy przebiegłości zawdzięczamy szczęśliwe rozwiązanie wielkich przedsięwzięć.
Czółno zwolna posuwało się ku brzegowi prawemu. Dziewczyna z tajemną obawą i niepokojem spoglądała na nieznajomego. Ten zawczasu najszczelniej pozasuwał blaszane ścianki swej latarki, tak że śród ciemności zdawał się na przodzie czółna rodzajem widma. Kaptur wciąż mu twarz zasłaniał i był dlań rodzajem maski. Zresztą ani jednego dotąd nie wyrzekł słowa. Znakami życia, jakie w łodzi dawał, były monotonne uderzenia wiosłami naprzód i wtył.
— Na moją duszę! — zawołał nagle Gringoire — toż mi wesołość i uciecha, jak nieprzymierzając na cudzym pogrzebie. Zachowujemy milczenie pitagorejczyków lub ryb. Srzeż go Bóg! przyjaciele, chciał bym doprawdy, żeby ktokolwiek do mnie przemówił... Glos ludzki muzyką jest dla ucha ludzkiego. Nie ja mówię, lecz Dydym aleksandryjski a wyrazy to przesławne... zaiste, nie jest lada jakim filozofem ów Dydym... wszak prawda mistrzu?... Słówko jedno, piękne me dziecię! błagam cię powiedz mi choć jedno słówko... Ot właśnie, umiałaś niegdyć robić szczególną taką drobną minkę; grymasik ten czy zawsze pozostał?... Wiesz, duszko moja, że trybunał wyższy ma wszelką władzę