Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jedna z ostatnich depesz chmurnie ściągnęła brwi Ludwikowi.
— A tożby co? — zawołał — skargi i kłótnie przeciwko załogom naszym w Pikardji! Olivier, pisz mi natychmiast do pana marszałka Rouault... Że się karność rozprzęga... Że kompanje ordynansowe, szlachta z ruszenia, wolne łuczniki i Szwajcarowie czynią krzywdy bezmierne sławetnym i prawowitym... Że panowie dowódcy zmuszają go kijami do kupowania w mieście wina, ryby. korzeni i wszelkich innych rzeczy zbytkownych... Że król i pan nasz świadom jest wszystkiego... Że wolą jest naszą niezłomną ochraniać lud nasz od przykrości i zdzierstw nieprawnych... Że tak mieć chcemy i rozkazujemy przez Bóg żywy!... Wiadomem czynimy i ogłaszamy... Panu Rouault, przyjacielowi naszemu... Dobrze. Pieczęć“.
List ten dyktował głośno, tonem mocnym i ustępami używanemi. Gdy skończył, drzwi się otworzyły, dając przejście nowej osobistości, która wpadła do komnaty zdyszana wołając:
— Najjaśniejszy Panie! Najjaśniejszy Panie! rebelja ludowa w Paryżu!
Surowe oblicze Ludwika XI skurczyło się, Król podniósł głowę i powiedział z groźnym spokojem: