Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/364

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padnie nam chyba pić rumianek z cynowego już kubka!
Mówiąc to spojrzał na srebrny puhar połyskujący na stole. Odkaszlnął i jął znowu:
— Mistrzu Olivier, panowie wielcy siedzący w swych włościach, równie jak króle i cesarze, nie powinni pozwalać, ażeby zbytek i pycha do domów się ich zakradały gdyż zaraza i zły przykład ciągną ztąd na prowincje i parafje... Owóż moście Olivier, zanotuj to sobie. Wydatki nasze wzrastają rok rocznie. Wcale się to nam nie podoba. Jakto, przez Bóg żywy! W 79‑ym rozchody sięgały trzydziestu trzech tysięcy sześciuset dziewiętnastu liwrów... pamiętam co do grosza... w 81‑ym doszły sześćdziesięciu sześciu tysięcy sześciuset ośmdziesięciu liwrów; w tym zaś roku na moją duszę! nie wiem już gdzie się to zatrzyma, ośmdziesiąt może tysięcy liwrów z górą! Suma podwójna w ciągu lat czterech! okropność!
Zatrzymał się zadyszany; poczem zawołał z uniesieniem:
— Tak jest! dokoła siebie nie widzę nikogo, okrom ludzi, którzy się krwią moją tuczą! Ssiecie mi dukaty z żył wszystkich!
Milczano. Była to jedna z tych złości którym trzeba dać się wypienić. Król ciągnął:
— Albo znowu ta prośba po łacinie szlachty francuskiej, domagającej się od nas byśmy po-