Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieku, które nieprzyjaciół przerażały potwornemi swemi szczytami. Jego hełm nastrzępiony był dziesięcioma dziobami żelaznemi tak, że Jehan mógłby się współubiegać o straszny epitet ϑεϰέμβολοσ z homerycznym orłem Nestora.
— Po co drabina pytasz najjaśniejszy królu szałaszników? Widzisz ten oto... hen tam w górze a nie tu na dole... czy widzisz na kościele ten szereg bałwanów o oślich minach, ponad trzema portykami poniżej tarczy środkowej?
— No widzę, więc cóż? — Jest to galerja królów francuskich.
— Pal ich djabli, cóż to mnie obchodzi?!
— Ależ słuchaj! W końcu tej galerji są drzwi zamykające się jedynie na kłódkę...
— Rozumiem, dawaj drabinę.
— O nie, braciszku, drabina moja. Chodź będziesz drugim po mnie.
— Zwarjowałeś! — rzekł nachmurzony opryszek — drugim z tyłu za nikim nie byłem i być niechcę.
— W takim razie poszukaj sobie drabinki, najjaśniejszy panie.
I Jehanek poskoczył ku środkowi placu ciągnąc za sobą drabinę i wrzeszcząc:
— Za mną, dziatwa!
Tejże chwili drabina została wzniesioną i opartą o poręcze galerji niższej, królewską zwa-