Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dowódzco Clopinie — powiedział Andrzejak­‑Ryży, patrzący w stronę ulicy przedkatedralnej — oto i nasz mały żaczek Jehan.
— Dzięki niech będą Plutonowi! — rzekł Clopin, — Lecz cóżby to wlókł tak za sobą?
Był to Jehanek w rzeczy samej. Nadbiegł z chyżością na jaką mu pozwalały rycerskie jego rynsztunki i długa drabina, którą za sobą ciągnął z hałasem po bruku, dwadzieścia razy od siebie dłuższej.
— Zwycięstwo! Te Deum! — wrzeszczał — Mamy drabinę... Z najlepszego pochodzi źródła. Od robotników portu Św. Landry.
Clopin przystąpił doń:
— Dziecię moje kochane; i cóż z tem chcesz zrobić, poco ta drabina?
— Mam ją — odpowiedział Jehan zasapany. — Wiedziałem gdzie się znajduje. Pod strychem domu podstarosty. Jest tam znajoma mi dziewczyna, której się zdaje, żem piękny jak Kupidon... Biedaczka w jednej koszuli drzwi mi otworzyła... ale trudno...
— Wybornie — przerwał Ciopin — lecz po co drabina?
Jehanek spojrzał nań okiem złośliwem i rozumnem i klasnął palcami jak grzechotką. Wzniosłym był w tej chwili. Na głowie miał jeden z owych ciężkich grzebieniastych hełmów XV