Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nej. Tłumy czerni z okrzykami radosnemi zgromadziły się u jej spodu dobijając się do szczeblów. Ale Jehanek utrzymał się przy swojem prawie postawił stopę na drabinie. Jehan wstępował powoli, obciążony będąc zbroją, jedną ręką przytrzymywał się drabiny, w drugiej miał kuszę. Gdy był pośrodku, rzucił okiem tęsknem po zabitych i rzekł: „Żal cię Boże! z tylu dzielnych, kupa tylko trupów, godna co prawda piątej księgi Iljady“. Poczem lazł dalej. Za nim postępowali szałasznicy. Na każdym szczeblu był jeden.
Żak dotarł nareszcie do gzemsowej osady galerji i jednym zwinnym poskokiem był już na niej, przy ogłuszających oklaskach truanderji całej. Stawszy się w ten sposób panem twierdzy rzucił okrzyk radosny. Lecz nagle zatrzymał się kamieniejąc. Za jednym z posągów królewskich spostrzegł Quasimoda, zaczajonego w cieniu z okiem zaiskrzonem.
Zanim drugi z kolei napastnik zdołał postawić stopę na galerji, okropny garbusek rzucił się ku naczółkowi drabiny, potężnemi dłońmi porwał nie wyrzekłszy ani słówka, za oba jej rogi drążkowe, podciągnął ją ku sobie, odsunął wierzch od muru, zahuśtał wśród okrzyków zgrozy i przerażenia, długą tą uginającą się od góry do dołu obwieszoną opryszkami gałąź dwuramienną i rap-