Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech mię piorun trzaśnie, jeśli choć krztę rozumiem! — rzekł hajdamaka. — Nie wiesz która godzina?
— Nie, nie wiem — odpowiedział Gringoire.
Clopin poszedł z kolei do księcia Cyganji.
— Na złą godzinkę trafiliśmy podobno bracie, Matiasu. Powiadają, że pan Ludwik jedenasty w Paryżu.
— Tem większy powód wyrwania mu ze szpon siostrzyczki naszej — odparł stary cygan.
— Mówisz po ludzku Matiasu — rzekł król szałaszników. — Zresztą uwiniemy się żwawo, za nami liczba. Służba trybunalska jutro trafi jak kulą w płot, gdy się po dziewczynę zgłosi. Bo też na szatana nie chcę, by mi piękną tę jagódkę sznurek połknął.
Clopin wyszedł z gospody.
Podczas tej rozmowy Jehanek krzyczał jak opętany głosem ochrypłym:
— Jem, piję, ściąłem się jak Jowisz! Ej Piotrze Maczuganię, jeżeli choć raz jeszcze spojrzysz tak na mnie, szczutkiem jednym górę ci z nosa wywiodę!
Ze swojej strony Gringoire, wykolejony z dumań począł przypatrywać się krzykliwej tej scenie pomrukując przez zęby:
— Luxuriosa res vinum et tumultuosa ebrie-