Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tas. Niestety doskonale czynię, że się nie zapijam, bo i jakże słusznie powiada Św. Benedykt: Vinum apostatare facit etiam sapientes!
W tej chwili wszedł Clopin i krzyknął głosem piorunującym: — Północ!
Na ten wyraz — wszyscy hajdamacy, mężczyźni, kobiety, dzieci, tłumnie rzucili się z izby z ogłuszającym szczękiem broni i żelaztwa.
Księżyc tylko co się skrył w chmurach.
Na Dziedzińcu Cudów było ciemno choć oko wykol. Plac przecież nie zalegał pustką. Można było na nim zozpoznać tłumy mężczyzn i kobiet, rozmawiających z cicha. Clopin wlazł na wysoki kamień.
— Do szeregów, Szwargot! — wrzasnął. — Do szeregów Cyganja! Do szeregów Galileja!
Zakotłowało się w mroku. Po kilku minutach król szałaszników znów głos podniósł:
— Teraz milczeć wzdłuż całego Paryża! Hasło takie: Płomyk obrączkowy! Pochodnie zapalić dopiero u stóp Najświętszej Panny! Naprzód!
W dziesięć minut później czaty konne z przerażeniem się usuwały przed długim pochodem czarnej milczącej zgraji, sunącej w stronę Wekslarskiego mostu przez kręte ulice, które w rozmaitych kierunkach przeżynają ściśniętą dzielnicę targowisk.