Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O włosek więcej, o włosek mniej byłbym dyndał. Żałowaliby dziś kondle.
— Nic­‑że nie chcesz zrobić dla niej?
— A i owszem, gdyby się udało panie Klaudjuszu. Ale wiesz, nużno po uszy wlezę w gorącą jaką kaszę?
— I cóż stąd?
— Ba! cóż stąd?! Łaskawyś na mnie, jak widzę mój mistrzu. Mam dwa dzieła zaczęte.
Ksiądz się uderzył w czoło. Pomimo naciąganego spokoju od czasu do czasu ruchem gwałtownym zdradzał drżączki wewnętrzne.
— Jak ją ocalić? — mruczał.
Gringoire rzekł mu:
— Mój mistrzu odpowiem ci: Il padelt, co w tureckim znaczy Bóg naszą ucieczką.
— Jak ją ocalić? — powtórzył Klaudjusz zatopiony w myślach.
Z kolei Gringoire uderzył się w czoło.
— Posłuchajno mistrzu, nie zbywa mi na wyobraźni: znajdę sposoby. Ot żeby tak naprzykład postarać się o ułaskawienie u króla?
— U Ludwika XI? ułaskawienie?
— Dlaczegóżby nie?
— Idź odbierz kość tygrysowi!
Gringoire udał się do głowy po nowe sposoby.
— Aha! jest!... chcesz mistrzu to wtosy-