Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, pozwól. Mówiono mi że uciekła pod opiekę Najświętszej Panny katedralnej, że bezpieczną tam jest, co mnie nieskończenie cieszy, oraz że nie mogłem się dopytać azali i koza razem się uratowała. Ot wszystko co wiem o tem.
— To ja ci powiem więcej — zawołał Klaudjusz; i głos jego dotąd nizki, wolny i prawie głuchy, stał się piorunującym. — Skryła się w rzeczy samej w Notre­‑Dame. Ale za trzy dni sprawiedliwość ją znowu pochwyci i powieszoną zostanie na placu grevskim. Jest powrotny wyrok trybunalski.
— To smutne — powiedział Gringoire.
Ksiądz w mgnieniu oka powrócił do poprzedniego chłodu i spokoju.
— I któż u licha — ciągnął poeta — chciał się kłopotać z wyjednywaniem tych wyroków powrotnych? Alboż nie można było dać święty pokój trybunałom? Cóż to komu szkodzi, że biedna jakaś dziewczyna ukrywa się pod kabłękami Najświętszej Panny obok gniazdek jaskółczych?
— Są szatani na świecie — wtrącił archidjakon.
— Szkaradnie na świecie się dzieje — zauważył Gringoire.
Po niejakiej przerwie począł znów archidjakon: a więc ocaliła ci życie?
— U zacnych mych przyjaciół holotników.