Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poprosiłbym cię byś raczył obejrzeć tę oto bramę. Zawszem to utrzymywał, dom pana Aubry ma wejście najpiękniejsze w świecie.
— Piotrze Gringoire — ozwał się archidjakon — cóżeś waść zrobił z tą małą tancerką cygańską?
— Esmeraldą?... Szybko i nagle zmieniasz mistrzu rozmowę.
— Nie byłaż twoją żoną?
— Była wedle dzbanuszka stłuczonego Rzecz trwać miała lat cztery... No ale — dodał Gringoire wpatrując się w archidjakona z miną półżartobliwą i półdrwiącą — czy zawsze o nie jeszcze myślisz mistrzu?
— A waść już o niej nie myślisz?
— Rzadko i mało... tyle mam na głowie... Co prawda to prawda, ładniutkie to było stworzenie ta mała koza.
— Cyganka owa, azaliż nie ocaliła ci życia?
— Co to, do stu par! To prawda.
— A więc! Cóż się z nią stało? cóżeś z nią zrobił?
— Nie mógłbym tego powiedzieć. Sądzę że ją powieszono.
— Sądzisz?
— Nie jestem pewny. Skorom zobaczył że idzie o wieszanie ludzi, cofnąłem się natychmiast od widowiska.
— I to już wszystko co wiesz o niej?