Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mień wiosennego słońca zawsze przecież jakoś wyrównywał i w jedność harmonijną splatał.
— Phoebusie, — odezwała się naraz Lilijka głosem cichym, — za trzy miesiące powinniśmy się pobrać; przysięgnijże mi, żeś nigdy oprócz mnie nikogo nie kochał.
— Przysięgam ci, aniele mej duszy! — odpowiedział Phoebus i wzrok jego, jakby dla tem większego przekonania Lilji, połączył się ze szczerością jego głosu, Kto wie? Być może, że sam sobie wierzył w tej chwili.
Dobra pani Gondelaurier zachwycona tak doskonałą komitywą narzeczonych, wyszła tymczasem z pokojów by zajrzeć do apteczki i kuchni. Spostrzegł to Phoebus, a sam na sam z miluchną kuzynką ośmieliło do tego stopnia wojowniczego jego ducha, że mu się mózg najeżył najdziwniejszemi pomysłami; rozumował jak z książki. Lilijka go kochała; był jej narzeczonym; dawniejsze ku niej przywiązanie obudziło się nie w pierwotnej już wprawdzie świeżości, zawsze jednak w pełni zapału; ostatecznie tedy, byłożby tak strasznym już grzechem, gdyby się chlebek upiekło z mąki trochę zawcześnie zaparzonej? Nie możemy ręczyć, czy w takim dosłownie porządku rozwijał się szwadron idei rotmistrza, co jednak pewne, to że Lilja ni z tego ni z owego przera-