Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szeregiem jednym wyciągnięta pan za panem, każdy ze swoim sztandarem! Jedni mieli tarcze, drudzy proporce. Ktoby dziś zliczył! Pan na Calan z chorągwią; Jan z Chateaumorant z tarczą; pan na Coucy z chorągwią, a dworno i hucznie jak nikt, księcia burbońskiego wyjąwszy... Smutno niestety pomyśleć, że wszystko to było niegdyś, i znikło!
Zakochani nie słyszeli bolesnego tego zakończenia czcigodnej wdowy. Phoebus zaraz w początkach opowiadania wrócił oprzeć się o poręcz krzesła narzeczonej, na stanowisko pociągające w rzeczy samej, z niego to bowiem swawolny wzroK rotmistrza zapuszczać się mógł w zagięcia stanika Lilijki. Stanik zaś ów tak jakoś w porę odchylał się, pozwalając dojrzeć tyle rzeczy rozkosznych, a tyle innych się domyślać, że Phoebus olśniony atłasowemi odblaskami cery tej alabastrowo białej, nie mógł się wstrzymać od uwagi, którą zresztą, oddajmy mu tę sprawiedliwość, w duchu jeno sobie uczynił: „Jakże tu, do pioruna, kochać co innego jak blondynki“. Oboje milczeli. Piękna dziewczyna podnosiła nań tylko od czasu do czasu oczęta swe słodkie i zachwycone, a on z uwielbieniem coraz bliżej się przypatrywał maleńkiemu kontrastowi swych włosów z włosami narzeczonej, kontrastowi, który pro-