Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brał, to chybaś nie widział mnie nigdy z nią razem, kiedy uśmiechnięta i milutka grzała się przy ogniu, kiedy ssąc uśmiechała się do mnie, kiedym uczyła ją stąpać małemi nóżkami po piersi od pasa aż do ust! O! gdybyś to widział, mój Boże, ulitowałbyś się nad moją radością, nie odjąłbyś mi jedynej miłości, jaka pozostała w mem sercu! Czyż tak już nędzną byłam istotą, Panie, że nie chciałeś spojrzeć na mnie przed wydaniem wyroku?... Niestety! niestety! oto trzewiczek; gdzież nóżka? gdzież reszta? gdzie dziecię? Moja córko, moja córko! co oni z tobą zrobili? Panie, oddaj mi ją! Przez piętnaście lat kaleczyłam kolana modląc się do Ciebie, Panie! czyż tego nie dość? Oddaj mi ją na jeden dzień, na minutę; na jedną minutę, Panie! a potem rzuć mię na wieczność szatanowi! O! gdybym wiedziała, gdzie się ciągnie poła twej szaty uczepiłabym się jej obiema rękami i musiałbyś mi wrócić moje dziecko! A ten mały ładny trzewiczek, czyż nie litujesz się nad nim, Panie! Czyż możesz skazać biedną matkę na te piętnastoletnie katusze? Matko Boska! Panno Najświętsza! moje dzieciątko Jezus zostało mi odebranem, skradzionem, zjedzono je w lesie, wypito krew z niego, zdruzgotano mu kości! Bogarodzico, zlituj się nademną. Moją córkę! muszę mieć moją córkę! Cóż mi po tem, że ona w raju? nie żądam od was anioła, żądam