Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Egipcjanka, czyż podobna było wątpić o czarnoksięstwie? Słuchaj. Myślałem, że trybunał uwolni mię od uroków. Wiedźma jakaś oczarowała była Bruna d’Ast; spalił ją i wyleczył się. Wiedziałem o tem. Chciałem spróbować tegoż samego lekarstwa. Wzbroniłem ci najprzód wstępu na plac Notre­‑Dame, spodziewając się, że nie widząc cię, zapomnę o tobie. Nie zwróciłaś uwagi na ten zakaz. Wróciłaś. Następnie przyszła mi ochota porwania cię. Pewnej nocy spróbowałem i to uczynić. Było nas dwóch. Mieliśmy cię już w naszych rękach, gdy się zjawił ten przeklęty żołdak. Uwolnił cię i w taki sposób dał początek twojemu, mojemu i swojemu nieszczęściu. Nareszcie, nie wiedząc, co począć, wydałem cię oficjałowi. Sądziłem, że się wyleczę jak Bruno d’Ast. Miałem też nadzieję, że proces odda cię w moje ręce; że w więzieniu będziesz moją; że tutaj nie będziesz mogła mię uniknąć, że posiadałaś mię zbyt długo, abym ja cię nie mógł także posiadać. Robiąc źle, trzeba robić do końca. Szaleństwem byłoby się zatrzymywać na środku złej drogi! Ostateczność w zbrodni ma przepaść radości. W niej, w tej przepaści, rozkosz połączyć może zakonnika i czarownicę na garści słomy więziennej!
— Wydałem cię więc. Wtedym to cię przestraszał przy spotkaniach. Spisek, jaki przeciwko