To ulicznik złośliwy narażał swoją skórę i kości, by mieć niewysłowioną przyjemność wsadzenia szpilki w garb Quasimoda; to ładna, młoda dziewucha, śmiała i bardziej wesoła, niżby wypadało, otarła się o sutannę księdza, śpiewając mu nad samem uchem sarkastyczną zwrotkę:
Kiedyindziej gromada brudnych, starych bab, siedzących w cieniu na stopniach jakiego portyku, zaczynała kląć na widok przechodzących archidjakona i dzwonnika, rzucając im na powitanie:
— He! patrzcie! jeden ma pokrzywione ciało, a drugi duszę!
Albo trafiała się banda żaków i żołnierzy, grających w gałki; ci na widok zbliżających się ofiar zrywali się jak w szkole przy wejściu rektora i witali po łacinie: „Eia, eia! Claudius cum claudo! (Klaudjusz z kulawym).
Najczęściej jednak obelga przebrzmiewała niezauważona ani przez księdza ani przez dzwonnika; aby bowiem zwrócić uwagę na te rzeczy, był Quasimoda za głuchy, Klaudjusz zbyt zatopiony w swych rozmyślaniach.