Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

porozrzucanych splotów, z pod jej rzęs pozapuszczanych, z błękitnych żyłek siatkujących jej ciało, z posągowych zaokrągleń jej łona, z wytwornych kształtów bioder i kolan, przebijających różowo z pod narzuconej zasłony, wszystko to tchnęło pewną pogańską boskością snu, pełnego wspaniałej powagi. Cały jej bezwstyd w promienistość się rozpływał. Istota ta z tak wytwornym spokojem naga była, jakby miała niezaprzeczone prawo do tej cynicznej wyłączności; posiadała niby zuchwałą swobodę mieszkanki Olimpu, która się czuje córą otchłani, mogąc Ocean ojcem swoim nazwać; i tak, ani dbając o zwyczajne ziemskie względy, niedostępna i wspaniała, odsłaniała się wszystkim przechodniom zmysłowych manowców: spojrzeniom, żądzom, szałom, sennym obłędom, tyleż dumnie uśpiona na tem łożu buduarowem, ile niegdyś Venus na muszli, pośród piany ogromu.
Usnęła w nocy, a przedłużała sen swój aż w dzień biały. Z całem zaufaniem zrodzonem w ciemnościach, a zachodzącem aż w światłości.
Gwynplaine, drżący, ogarniał ją wzrokiem pełnym podziwu.
Niezdrowy to był podziw i nazbyt go przykuwający do miejsca.
Strach go przejmował.
Nie tak łatwo to wyczerpują się niespodzianki trafu. Gwynplaine sądził, że już jest u kresu. A tu się znowu przed nim poczynała droga. Czemże tedy były te wszystkie błyskawice, bez ustanku migające mu ponad głową, po których nagle przyszło potężne uderzenie gromu, rzucając przed nim drżącym tę boginię śpiącą? Czemże były te wszystkie bezustanne uchylania się nieba, z których strzeliło nareszcie to pożądane jego, a tak przerażające marzenie? Czemże były te uprzejmości nieznanego kusiciela, podsuwające mu z kolei niewyraźne naprzód tęsknoty, następnie żądze tłumne, aż wreszcie myśli grzeszne, wcielające się w żyjącą istotę i przygniatające go upajającem brzemieniem rzeczywistości, czerpanych w niepodobieństwie? Byłoż jakie sprzysiężenie całej ciemności zgrai przeciw niemu nędznemu? I czy on sobie da radę wśród tych wszystkich złowrogich uśmiechów