Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale wszystkie te szczegóły wymykały się uwadze Gwynplaina. On w tem wszystkiem widział tylko ową kobietę.
Był jednocześnie skamieniały i wzburzony; rzeczy te, z pozoru przeciwne sobie, niekiedy się jednak godzą z sobą.
On poznawał tę kobietę.
Miała ona oczy przymknięte, ale twarz ku niemu zwróconą.
Była to księżniczka.
Ona, owa tajemnicza istota, w której zaplątały się wszystkie promienie światów nieznanych; ta sama, która go nabawiła tylu snów nie do wyznania; ta sama, która do niego napisała była w sposób tak dziwny!
Jedyna kobieta na świecie, o której mógł powiedzieć: — Widziała mnie, i chce być moją!
Sny od siebie odpędził, list spalił. Odsunął ją jak mógł najdalej poza swoje marzenia i wspomnienia; nie myślał już o niej; już jej był zapomniał...
A tu naraz widzi ją znowu.
I to jakże straszliwą!
Bowiem naga kobieta to zarazem dziwnie zbrojna.
Tchu mu w piersi brakło. Czuł się niby pochwycony w jakiś tuman świetlisty i naprzód popychany. Spoglądał. Ta kobieta tuż przed nim!
Czy to podobna? Na widowisku — wielka pani. Tu zaś nereida, najada, rusałka. Tu i tam — urocze widziadło.
Probował uciec, ale czuł, że to jest niemożebne. Źrenice jego stały się niby dwoma łańcuchami, które go przykuwały do tego widzenia.
Byłaż to zalotnica? Byłaż to dziewica? Obie razem. Messalina, obecna tam może, jakkolwiek niewidzialna, uśmiechać się musiała, Djana zaś czuwać na straży. Niedostępna światłość zdawała się opływać wdzięki śpiącej kobiety. Niema czystości, któraby się porównać dała z jej kształtami niepokalanemi i wyniosłemi. Bywają śniegi, na które spojrzawszy, od razu poznać można, że ich nigdy stopa ludzka nie dotknęła. Otóż posiadała ta kobieta przeczyste białości śnieżnych szczytów Góry-dziewicy (Jungfrau). Wszystko, co się wydzielało w przestrzenie z bezwiednych snów jej czoła, z jej złotawych