Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wspomnienia z przeszłości usuwały się w głąb przed przykrą teraźniejszością — zresztą żandarm nie pozwolił mu się oglądać i wprowadził go czemprędzej do gmachu urzędowego.
Drzwi od celi nie były zamknięte na rygiel, ale żołnierz z karabinem stał na warcie przed nimi. Wewnątrz znowu było tak pełno dymu, jak przed ośmiu miesiącami, a towarzystwo było jeszcze liczniejsze, tylko zamiast wesołego gwaru, ponury spokój panował tym razem w więzieniu. Między uwięzionymi spostrzegł pan Artur znowu dwie twarze, budzące niemiłe wspomnienia. Byli to Wyksztkiłło i Kwaskowski. Obydwaj, jako podejrzani o zamiar ucieczki, byli okuci w kajdany. Transportowano ich wraz z czterema innymi emigrantami do Brodów, gdzie mieli być oddani Moskwie.
Pan Artur przywitał się dość zimno z towarzyszami niedoli, usiadł na swoim tłómoku, który za nim wniesiono do kaźni, oparł łokcie na kolanach i zakrywszy twarz obydwoma dłoniami, zadumał się głęboko. Nikt mu nie przerywał jego dumania, jeden tylko Wyksztkiłło ze zwykłą swoją flegmą pocieszał go od czasu do czasu swojem: — Furda, braciaszku!
Pan Finkmann v. Finkmannshausen nie był już jedynym najwyższym władcą w Błotniczanach; dodano mu do boku porucznika, który wraz z nim wykonywał nadzór nad więźniami. Obostrzenie to wychodziło na dobre więźniom, o tyle przynajmniej, że oficer, mniej surowy od pana forsztehera, pozwalał każdemu odwiedzać ich, przynosić im jedzenie i t. p. Wkrótce też po przybyciu pana Artura zjawiły się w kaźni dwie służące z koszami zawierającemi posiłek, bardzo upragniony dla naszego bohatera. Pokrzepiwszy się, był już cokolwiek rozmowniejszym, i opowiadał kolegom swoje przygody, opuszczając oczywiście epizod z panną Różą i amplifikując szczegóły swoim zwykłym sposobem. Gdy skończył opowiadanie, Żmudzin znowu oświadczył, że to wszystko „furda“ i że p. Artura w najgorszym razie czekają kopalnie w Nerczyńsku.