Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łunkami okrył obydwie białe dłonie, trzymające ciągle jego prawicę.
— Panie!... Książę!... Panie Arturze! — zawołała panna Róża, i cofając obie dłonie, wzięła w nie chustkę, by obetrzeć łzy z oczu.
— Ach, przebacz, przebacz pani! Ale tylko dobroć takiego anioła może w zbolałem sercu obudzić jeszcze trochę przywiązania do życia! — To mówiąc, książę wstał i przybrał nową, także bardzo dramatyczną postawę.
— Gdyby to było prawdą — mówiła łkając ciągle panna Róża — nie narażałbyś pan życia bez potrzeby!
— Pani, honor tego nieodzownie wymaga!
— Ależ pan masz matkę, siostrę, to powinno być droższem, nawet od honoru!
— Nie pani, nie znam nic droższego nad honor, nawet to święte, rozkoszne a boleśne oraz uczucie, które przechowuję w głębi mego serca, i które... tu p. Artur uciął, bo panna Władysława przypomniała mu głośnem łkaniem, że jest w zielonym salonie. Zaś panna Róża zarumieniła się mocno z powodu objaśniającego komentarza, który do tych słów księcia dodały jego oczy.
— Ponieważ, dzięki niedyskrecyi pana Wincentego, już pani wiesz o wszystkiem, więc ośmielę się jeszcze udać do pani z dwoma małemi prośbami, którym nikt inny nie jest w stanie zadość uczynić, i o których nie chciałbym, by kto inny wiedział, prócz pani! Są to ostatnie prośby tułacza, ginącego zdala od swoich...
Czy mogła panna Róża, wobec takich okoliczności, uczynić co innego, jak udać się z zielonego salonu na ów balkon, z którego niegdyś skręcił kark p. Kryspin Kryspinowski, wielbiciel panny Melanii? W chwili gdy człowiek wisi między życiem lub śmiercią, nie odmawia mu się takiej bagatelki, jak krótka rozmowa na balkonie, podczas gdy druga siostra jest tuż obok, na niebieskiej kanapie w zielonym salonie.
Pierwszą prośbą księcia było, ażeby panna Róża kiedyś, gdy nastaną lepsze czasy, i gdy się sposobność zdarzy, wrę-